Odkąd pojawił się ten tajemniczy produkt pod równie tajemniczą nazwą „łzy jednorożca” byłam bardzo ciekawa jego działania. Kiedy Wibo „wypuściło” na rynek swoją wersję unicorn tears, postanowiłam wypróbować. Po za nazwą, nie ukrywam, przyciągnęła mnie różowa, szklana buteleczka z pipetką. To, że sam produkt jest w kolorze różowym pominę, bo to już wiedziałam kiedy pierwszy raz „łzy jednorożca” ujrzałam na różnych filmikach makijażowych na Instagramie. Jeśli chodzi o sam produkt to zacznę od tego, że jest to wielofunkcyjny primer do twarzy w formie odżywczego eliksiru chroniącego skórę przed wolnymi rodnikami. Obok efektów estetycznych zapewnia również silne i skuteczne działanie pielęgnacyjne. Jego bogata receptura gwarantuje poprawę kondycji skóry, głębokie nawilżenie i rewitalizację. Zawarte w nim ekstrakty z owoców acai, goi i żurawiny są bogatym źródłem witaminy C i przeciwutleniaczy. Dzięki nim skóra jest gładka i promienista. Specjalna lekka formuła nie pozostawia na twarzy tłustego filmu i znaczne zwiększa przyczepność podkładu podnosząc tym samym trwałość makijażu. Primer oprócz pielęgnacyjnych walorów doskonale rozświetla cerę i sprawdza się jako baza pod makijaż. Idealny dla wszystkich rodzajów skóry – to podaje producent. Moja subiektywna opinia? Fakt, tłustego filmu nie pozostawia, ale to chyba tylko tyle. Na początku stosowania byłam nawet zadowolona, wydawało mi się, że faktycznie makijaż utrzymuje się dłużej, ale to chyba było złudne, ponieważ z czasem zauważyłam, że w zasadzie to makijaż utrzymuje się tyle ile bez zastosowania produktu. Co więcej, niestety, zaczął zapychać mi pory. U mnie jest to całkowicie nieakceptowalne. Jeśli zaś chodzi o zapach, ze względu na ciążę się nie wypowiem, ponieważ w ciąży u mnie z zapachami bywa różnie. Podsumowując, produkt nie jest dla mnie, mimo, że opinie ma bardzo pozytywne w większości.
Znacie? Stosujecie? Jestem ciekawa waszych opinii. Całuję :*
też mam ten produkt, ale jakoś dawno go już nie używałam
OdpowiedzUsuń